Wesoły bonus + crossover: Dragon Ball i Star Wars

Dwa bonusy: pierwszy to alternatywna historia klątwy wiedźmy, traktowana zupełnie z przymrużeniem oka, taki lekki dodatek po ciężkich momentach w opowiadaniu. Drugi bonus można uznać za kanoniczny, choć nie trzeba: Trunks trafia przypadkiem do świata Gwiezdnych Wojen.
 
Kochani Komentujący!
K., A., SuperExtra, E.K.P, Killall, Anowi, Najla, Wiktoria Paciorek, Diana, Anulka, 100krotka.
A także Wy, którzy obecnie zapomnieliście o blogu. Mam nadzieję, że nadal gdzieś tam jesteście, i czytacie.
Chciałabym życzyć Wam spokojnej pracy, rodzinnego ciepła, trafionych prezentów, słodkich momentów w życiu, a także możliwości zatrzymania czasu, chwili do namysłu, poczucia bycia kochanymi oraz kochania tak szalonego i niesamowitego, że aż brakuje tchu.
Niech DB zawsze będzie z Wami!
Z okazji okresu przedświątecznego, pomyślałam o wrzuceniu na bloga trochę luźniejszych tekstów, ponieważ 37 rozdział nie przynosi nam niczego dobrego, a załamanie przed świętami to nie najlepszy pomysł.
Pierwszy bonus ("Rodzinny dzień") powstał w wyniku blogowej rozmowy z SuperExtra, która podczas pisania komentarzy zainspirowała mnie do tej historii. Co by było, gdyby klątwa wiedźmy przebiegła w inny sposób? Akcja opowiadania to historia alternatywna zastępująca nam oryginalną klątwę, w której tylko ból, krew i łzy. Tutaj mamy do czynienia z całkowicie odmiennym, przewrotnym poglądem na sytuację.
Drugi bonus ("Ostatnia nadzieja") to crossover Dragon Ball'a połączonego z Gwiezdnymi Wojnami. Do tego z kolei namówił mnie K., który poprosił "Napisz o spotkaniu Trunksa z Yodą". Postanowiłam z tego zdania stworzyć historię, którą dziś przeczytacie. Dla tych, co nie znają świata Star Wars, poniżej będzie słowniczek pojęć związanych z uniwersum. Polecam przeczytać nawet tym, którzy nie znają Gwiezdnych Wojen, bo dotyczy to w końcu Trunksa i jego przeżyć. Akcja opowiadania dzieje się w momencie rozdzielenia Trunksa i Vegety po teleturnieju na Yardrat.


Z dedykacją dla SuperExtra, która mnie zainspirowała.






 Rodzinny dzień


       

            Bulma otworzyła oczy i ziewnęła głośno. Przeciągnęła się, nie zamierzając wstawać z łóżka. W nocy kilka razy coś ją budziło, pewnie koszmary, jednak obecnie nic z nich nie pamiętała. Odkąd klątwa wiedźmy przestała działać, minął dopiero jeden dzień. Ciężkie chwile, jakie przeżyli, sprawiły, że z trudem doszli do siebie, ale za pomocą Smoczych Kul od razu wymazali Ziemianom pamięć o wybrykach Trunksa, podobnie jak Brze (nie ma to jak magiczny Smok spełniający życzenia...).
            Bulma w końcu mogła przebywać blisko Vegety, a chociaż wczoraj spędzili pierwszą noc w łóżku, tylko rozmawiali i zasnęła przytulona do męża, rano oczywiście nie zastając go obok siebie. A wczoraj przecież prosiła, żeby nie trenował, żeby zaopiekował się Brą i pogadał z Trunksem...
            No tak. To było wczoraj. Najbardziej nietypowe wczoraj w jej życiu. Jeszcze rano siedziała sama z Brą w domu, umierając ze strachu na myśl o starciu Vegety z wiedźmą; w tym czasie Trunks zebrał Smocze Kule, które po roku czasu odzyskały już swoją moc. Bez męża i z martwą córeczką oczekiwała cudu. I ten cud nastąpił wieczorem. Vegeta wrócił z Goku za pomocą KI-teleportacji, ale nie zdradził żadnych szczegółów. Zjedli tylko wspólny posiłek (o dziwo, Vegeta nie protestował z powodu obecności Goku), wezwali Smoka, ułożyli Brę do snu, posiedzieli chwilę z Trunksem, a później poszli do siebie.
            Bulma westchnęła. Cała ta klątwa odcisnęła piętno na ich rodzinie, jednak Vegeta wyglądał jak ktoś, kto wciąż pozostaje niespokojny. Im bliżej nocy, tym bardziej był spięty, jakby następnego dnia wszystko miało ponownie ich dopaść.
            Bulma poszła do łazienki, ochlapała twarz letnią wodą, upięła włosy. Zdjęła halkę i weszła pod prysznic. Bra wciąż spała, ale trzeba było przygotować dla niej śniadanie. Vegeta pewnie trenował, jak zwykle. Może za szybko dała mu drugą szansę, może nie powinna tak po prostu rozpoczynać związku, jakby nigdy nic?
            Bulma wyszła z łazienki, stając na środku pokoju, niepewna, czy przypadkiem dobrze widzi.
            Na łóżku leżała tacka ze śniadaniem. Dwa naleśniki z dodatkiem wiśniowego syropu posypane migdałami – tak, jak uwielbiała. Obok stała mocno aromatyczna kawa. Jedna z droższych, ze świeżo mielonymi ziarnami, zamawiana prosto od rolników.
            Trunks pierwszy raz zrobił jej taką niespodziankę i była zaskoczona zachowaniem chłopaka. Owszem, wczoraj rozmawiali o konsekwencjach jego wyborów, o ucieczce z Ziemi, o nowym życiu, jakie zacznie prowadzić. Ale żeby postanowił zrobić jej takie śniadanie? Bulma chciała obudzić Brę, ale łóżko było puste
Spanikowana Bulma zbiegła po schodach jak oparzona, wpadając do kuchni. To, co tam zastała, przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania.
Vegeta właśnie nakładał córce naleśnika, a mała z niecierpliwości aż wierciła się na własnym krześle. Trunks siedział obok, popijając sok pomarańczowy. Kiedy Bulma weszła, wszyscy odwrócili głowy w jej stronę.
            – Cześć, mamusiu. – Bra pomachała. – Tatuś zawołał mnie na śniadanie.
            – Hej – przywitał się Trunks.
            – Zjadłaś już śniadanie? – zapytał Vegeta, spokojnie krojąc Brze naleśnika.
            – Co... jak... ja... – Bulma nie mogła wykrztusić ani jednego sensownego słowa.
            – Zostawiłem śniadanie na łóżku. Nie wiedziałem, że wstaniesz.
            Bulma wytrzeszczyła oczy. CO on zrobił? Czy to sen? A może jakieś żarty?
            – Ale jak już jesteś, to zjesz z nami. – Tak szybko, że nawet nie zdążyła tego zarejestrować, nałożył jej na talerz dwa naleśniki, polał syropem i posypał płatkami migdałów. – Smacznego.
            Zapachniało intensywną wiśnią. Bulma przełknęła ślinę. Zerknęła na Trunksa, który patrzył na nich całkowicie zaskoczony. Bra, jakby nigdy nic, pochłaniała swoją porcję.
            – Pyyycha! – oznajmiła, oblizując palce, które zabrudziła syropem. – Chcę dokładkę!
            Vegeta nałożył jej kolejnego naleśnika, od razu go krojąc.
            – Proszę. – I pogłaskał małą po włosach. Bulma stała bez ruchu, wciąż wstrząśnięta i niepewna, czy szczypanie w rękę pomoże w jakiś sposób na obudzenie. Zresztą, czy zamierzała się budzić? Usiadła powoli na krześle pomiędzy dziećmi. – A ty, Trunks?
            – Co ja? – zapytał Trunks średnio przytomnym głosem.
            – Też chcesz dokładkę? – wyjaśnił spokojnie Vegeta. – Widzę, że zjadłeś.
            – Eee... Co to, jakieś nowe urządzenie mamy?
            – Jakie urządzenie? – Vegeta uniósł brwi.
            – Coś w stylu zamiany ciał? – drążył chłopak. – Nabieracie mnie, tak?
            – Nabieramy? – powtórzył łagodnie Vegeta.
            – Też jestem w szoku – wymamrotała tymczasem Bulma, która dopiero zaczęła kroić naleśnika.
            – Co to za szok? – zaciekawiła się Bra.
            – Mamo, co ty znowu namieszałaś? – Trunks obrzucił ją oskarżycielskim spojrzeniem.
            – Ja?
            – Ojciec zapukał do mojego pokoju i zawołał na śniadanie – zaczął opowieść Trunks. – Przychodzę tu, a on podgrzewa na patelni naleśniki, przystraja jedną porcję dla ciebie, a później niesie na górę do sypialni... I wraca, razem z Brą bawiąc się w kucharza – wyrzucił na jednym wydechu. – Co tym razem?
            – To nie tak – powiedział poważnie Vegeta. – Po tym wszystkim, co zrobiłem... Chciałem wam wynagrodzić ciężkie chwile.
            Zapadła cisza. Bra odsunęła od siebie talerz.
            – A co tatuś zrobił? – spytała, biorąc do ręki szklankę z mlekiem.
            – Coś, co chcę naprawić – odparł miękko Vegeta. – Pomyślałem, że pojedziemy do wesołego miasteczka.
            Bra aż pisnęła z radości.
            Bulma i Trunks popatrzyli na siebie zszokowani.
            – Ja odpadam – mruknął Trunks. Wstał od stołu. – Nie kupuję tego, nie ogarniam, o co chodzi, ale...
            – Wiem, że to dziwne – przerwał mu Vegeta, zagradzając drogę tak, jak w dawnych czasach. – Myślisz, że dla mnie to takie proste? – Spojrzał mu w oczy. – Zależy mi na was i będę robił wszystko, żeby naprawić błędy.
            – Nie pójdę do wesołego miasteczka – wymamrotał Trunks.
            – Więc chodź z nami do restauracji na obiad.



***


Bulma siedziała w ekskluzywnym lokalu na wzór osiemnastego wieku. Zabytkowe meble, srebrne sztućce, puchary zamiast szklanek. W swojej turkusowej sukience i upiętych włosach wyglądała bardzo elegancko. Obok niej siedziała Bra w czerwonej sukieneczce w kwiaty. Vegeta włożył garnitur. Trunks jako jedyny przyszedł w luźnych spodniach i koszulce z nadrukiem. Nie zamierzał brać udziału w rodzinnej „gali mody”, jak to określił.




            Gdy kelner stanął przy ich stoliku, to Vegeta złożył zamówienie: dla Bry kotlet z kurczaka z ryżem i sosem, dla Bulmy ryba, a dla niego i Trunksa po trzy porcje ośmiornicy. Do tego poprosił o wino „dla mnie i żony, dla mojego syna piwo bezalkoholowe, a dla córki sok z mango”.
            Bulma z Trunksem wymienili przerażone spojrzenia i zapytali niemal równocześnie:
            – Tato, co piliśmy w kapsule?
            – Vegeta, gdzie braliśmy ślub?
            – Chcecie mnie sprawdzić? – Saiyanin posłał im uśmiech. Tak, uśmiech! Nie grymas, nie pół-uśmiech. – Ślub był w gorących źródłach, a piliśmy whisky, choć to była nieodpowiedzialna decyzja z mojej strony.
           

***

            Po wystawnym obiedzie i sporym deserze, rodzina wyszła z restauracji. Trunks poleciał na imprezę, żegnany słowami Vegety: „Wróć przed dwudziestą drugą, żeby nie martwić mamy”.
            Bulma zerknęła w lusterko, patrząc na tyły. Jechali właśnie w kierunku wesołego miasteczka, Bra rozmawiała z Vegetą, który wyjaśniał jej po kolei wszystkie widoki mijane za szybą.
            – A to?
            – Jakaś duża budowla...
            – To biurowiec firmy dającej pożyczki – wtrąciła się Bulma.
            – A co to pożyczki?
            – Widzisz, to jak jedna osoba daje drugiej pieniądze, a tamta musi jej później oddać – wytłumaczył Vegeta.
***


            Wyhamowali przed wejściem do lunaparku. Bra wysiadła, od razu biorąc Vegetę za rękę. Bulmę złapała z drugiej i tak, we trójkę, podeszli do kasy biletowej. Kupili wejściówki, spędzając niezwykle intensywne godziny, w trakcie których Bulma najczęściej siadała na ławce i czekała, aż jej mąż z córką wrócą z kolejnej atrakcji.
            Sytuacja z Vegetą nie dawała Bulmie spokoju. Wciąż swobodnie rozmawiał z Brą, chodził na każdą atrakcję, a później wygrał dla niej największego misia, dzięki pokonaniu rekordu w uderzeniu w "BOXXERA". Szli właśnie w kierunku Bulmy, każdy z wielką watą cukrową w ręku, a Vegeta niósł pod pachą brązowego pluszaka. Widzieć szczęśliwą buzię Bry – to było więcej niż cudowne, ale zachowanie Vegety... Czy to możliwe, że uległ aż takiej przemianie? Wątpiła. Bo przecież dobrze go znała.
            Wrócili na wieczór, a kiedy Vegeta zaoferował, że ułoży małą do snu, postanowiła pójść z nimi. Siedzieli we trójkę, gdy Saiyanin opowiadał bajkę.
            – Na odległej planecie mieszkała mała księżniczka, Vivien, nazywana przez wszystkich Vivi. Miała piękne sukienki z mnóstwem gwiazd, a kiedy mówiła, to jakby śpiewała.
            Bulma zerknęła na męża, który siedział na łóżku Bry. Albo postradał zmysły, albo faktycznie opowiadał ładną bajkę.
            – Domem Vivi był olbrzymi zamek, a cała lewa wieża należała tylko do niej. Księżniczka spędzała dni na wymyślaniu psot w swoim królestwie. Raz nawet nabrała cały dwór. Ale wszyscy ją lubili. – W miarę jak głos Vegety cichł, oddech Bry był spokojniejszy. W końcu wyszli z pokoju córki. W sypialni Bulma postanowiła poważnie porozmawiać z mężem...
            – Posłuchaj – zaczęła, jednak on bez słowa ją pocałował. Objął w pasie, przyciągnął do siebie, przejechał rękami po ramionach, wywołał ekscytujące dreszcze...




            Ale Bulma musiała to przerwać, nieważne, jak bardzo było jej przyjemnie.
            – O co w tym wszystkim chodzi, co?
            – W czym? – Vegeta pogłaskał ją po ramieniu, nieznacznie zsuwając ramiączko od stanika.
            – W tym... no, w tym wszystkim, jesteś zupełnie inny, taki miły... jak nie ty.
            – Nie lubisz tego?
            – Nie, tu nie chodzi o lubienie... czy nie lubienie. Nie wiem z kim mam do czynienia.
            – A chciałabyś wiedzieć, tak? – Vegeta westchnął. – Dobrze. Więc poczekajmy do dwudziestej pierwszej, wtedy zrozumiesz.
            – Do dwudziestej pierwszej? – zdziwiła się Bulma. – Po co?
            – Zobaczysz. A teraz daj komórkę, to zadzwonię do Trunksa, przypomnę mu, o której powinien wrócić.
            Bulma bez słowa podała swój telefon. Chłopak jednak nie odbierał.
            – Zawsze byłaś zaniepokojona, gdy cię ignorował. Następnym razem odbierze. – Vegeta podszedł do balkonu, wylatując w jednej sekundzie.

***

            Trunks właśnie siedział w domu Nany, zaproszony przez nią na wakacyjną imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego. Wyczuł podwyższoną energię ojca, przełknął więc ślinę, i udał, że musi na chwilę wyjść zaczerpnąć powietrza.
            Tak jak podejrzewał, coś tu było nie w porządku. Kiedy podleciał do ojca, ten zaczął rozmowę z łagodnym uśmiechem.
            – Nie musiałbym przylatywać, gdybyś odebrał telefon od mamy.
            – Co?
            – Dzwoniła do ciebie Bulma.
            – No i? – Przecież matka dzwoniła kilka razy dziennie, a on odbierał tylko wtedy, jak zamierzał poinformować, że nie wróci na noc.
            – Martwi się, kiedy nie odbierasz telefonu.
            Trunks parsknął śmiechem.
            – Dobra, daruj sobie te gadki, tato. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale wracam na imprezę.
            – Mówiłem poważnie. – Vegeta złapał go za przegub ręki. – Chciałbym, żebyś nie robił Bulmie problemów. Już wystarczająco się namartwiła. Jesteś za młody na takie picie.
            Trunks wyrwał swoją dłoń i uniósł lewą brew.
            – Wcześniej sam poczęstowałeś mnie whisky – wytknął ojcu. – A teraz takie wielkie halo za kilka drinków?
            – Wcześniej byłem nieodpowiedzialny. Wiesz, ta cała sytuacja z wiedźmą... Nie chcę, żebyś pomyślał, że jestem jakiś dziwny... Ale nigdy nie dawałem ci dobrych wzorców... Przeze mnie pobiłeś kolegę i poleciałeś w kosmos. Przepraszam za te wszystkie lata bez wspólnego spędzania czasu. Gdybym zabierał cię na wycieczki, place zabaw, układał do snu i śpiewał piosenki, na pewno byłoby inaczej.1
            Trunks wytrzeszczył oczy. Ojcu kompletnie odbiło. Chyba w trakcie walki z wiedźmą uszkodził sobie mózg. Na pewno. Nie było innego wytłumaczenia. Nie mogło być! Bo – jakie place zabaw, kołysanki czy układanie do snu?
            Chłopak uznał, że musi wrócić z ojcem do domu, już teraz, inaczej ten jeszcze zrobi sobie krzywdę. Pomyleni ludzie stanowią problem, a co dopiero szaleni Saiyanie.  

***

            Zaskoczona Bulma powitała swoich chłopców na progu balkonu. Wlecieli razem, jakby nigdy nic, jakby standardowo wpadali w odwiedziny przez ogród. Jako przewrażliwiona matka od razu wyczuła od syna alkohol. Wcześniej miała świadomość, że jego imprezowanie nie jest w typie grzecznej posiadówki, ale teraz miała już na to dowody.
            – Mamo. – Chłopak nie zamierzał się nawet tłumaczyć, podszedł do niej, konspiracyjnym szeptem przekazując na ucho ważne informacje. – Tata zwariował, musimy coś z tym zrobić, bo inaczej skończy w psychiatryku.
            – Spokojnie – odparła Bulma, również szeptem. – Za chwilę dwudziesta pierwsza, a wtedy nam wszystko wyjaśni.
            Wskazała na zegar. W tym czasie Vegeta stał zaledwie kilka kroków obok nich z przyjemnym uśmiechem. Wyglądał faktycznie dziwacznie.
           
***

            Vegeta nagle otworzył oczy. Jeszcze chwilę temu był na planecie wiedźmy, rozmawiał z nią, wszedł nawet w układ, pozwalający przywrócić wszystko do dawnego porządku. Nie mógł jej zabić, bo była już tylko duchem, strzępem dawnej kobiety, utrzymywanym na ziemi za pomocą magii.
            Pamiętał też podróż do domu, spotkanie z Bulmą, Trunksem, ich wspólną kolację z Kakarotto (pajac naprawdę sporo pomógł, a jego obecność początkowo pozwalała upewnić się, że klątwa nie wróci). Pamiętał nawet rozmowę z Bulmą, to jak położyli się do łóżka, objęci, ten zapach wanilii wciąż go przenikał, otumaniał... Miał wrażenie, że jeszcze przed chwilą naprawdę leżeli razem, a teraz stał tutaj, naprzeciwko żony i syna, nie potrafiąc tego logicznie wyjaśnić.
            Serce mu zamarło. Czyżby cholerna wiedźma nie dotrzymała umowy? No tak, czego mógł się po niej spodziewać, zapewnienia o dobrym zakończeniu były kłamstwem.
            – Czy... – zaczął niepewnie, obserwując twarze rodziny. – Co zrobiłem?
            Bulma głośno wypuściła powietrze.
            – Faktycznie musimy go leczyć – powiedziała do Trunksa.
            – Leczyć? – powtórzył zaskoczony Vegeta. – Co leczyć?
            – Nie co, a kogo. – Kobieta pokręciła głową. – Już nawet postanowiłeś obniżyć swoje wybujałe ego, żeby pokazać, że jesteś taki mało znaczący i bijący się w pierś?
            – Co? – Vegeta kompletnie nie zrozumiał tej aluzji. Do czego mogła się odnosić? Czemu patrzyli na niego z takim pobłażaniem, jak na dziecko? Chyba niczego strasznego nie zrobił, bo wtedy byliby przerażeni.
            – No, trochę lepiej ci idzie – pochwaliła Bulma. – Spójrz, już nie ma takiego uśmiechu jak przedtem – oznajmiła Trunksowi.
            – Ciekawe, na ile – odparł chłopak, mierząc ojca podejrzliwym spojrzeniem.
            – Wróciłem od tej pieprzonej wiedźmy i...
            – Tak, wiemy, i postanowiłeś się zmienić – przerwała mu Bulma. – Ile jeszcze razy to powtórzysz?
            – Do znudzenia – mruknął Trunks. – Może wezwiemy jakiegoś psychiatrę?
            Tego było już za wiele. Vegeta nie był głupi, wiedział kim jest ziemski psychiatra. To rodzaj doktora podobnego do briczan, odpowiedzialnych w armii Freezera za morale. Briczanie pomagali żołnierzom uporać się z traumą, rozmawiali, przekonywali co do słuszności ich postępowania. Saiyanie gardzili praktykami briczan, sami nigdy nie przyznaliby, że mają problemy i potrzebują z kimś pogadać.
            Vegeta w jednej sekundzie pokonał odległość dzielącą go z synem. Stał teraz naprzeciwko.
            – O czym ty gadasz?
            – Vegeta? – Bulma popatrzyła na niego z wyraźną ulgą. – Chyba jakoś go przywróciliśmy...
            – Przywróciliśmy? – zapytał Saiyanin, zirytowany i zaskoczony przebiegiem rozmowy w sypialni. O co w tym wszystkim chodziło?
            – Dobra. – Trunks odetchnął. – Jeszcze tylko... Tato, jak pójdę na imprezę to zaczniesz do mnie wydzwaniać, żebym wrócił przed dwudziestą drugą?
            – Do reszty ci odbiło? – warknął Vegeta. O co ten smarkacz go posądzał? Czy coś przed nim ukrywali?
            – To akurat było słuszne! – wtrąciła Bulma z oburzeniem. – I nie powinieneś pić, myślisz, że nic nie poczułam? – Zmarszczyła nos. – Dobrze, że Vegeta cię przyprowadził.
            – Co? – Saiyanin poczuł dreszcz. Czyżby znowu zapomniał tego, co robił, jak wcześniej, w trakcie wiedźmy? Tylko że tym razem po prostu sprowadził syna z imprezy, co ich tak zdziwiło? Tylko po co miałby go tu przyprowadzać?
            – Och, no tak. – Bulma uśmiechnęła się. – Niczego nie pamiętasz z naszego rodzinnego dnia?
            Vegeta nie był w stanie nic wykrztusić. Rodzinnego dnia?
            – Byłeś taki kochany i zrobiłeś wszystkim śniadanie – wyjawiła. Wojownik rzucił szybkie spojrzenie na swojego syna, który wywrócił tylko oczami. – Później zabawiałeś Brę w ogrodzie, tak słodko biegaliście... I zaprosiłeś nas do restauracji. Poszliśmy też do lunaparku, a później opowiadałeś Brze bajkę o księżniczce Vivi.
            Vegeta stał niczym sparaliżowany. Nie, to nie mogła być prawda, to nie mogło się wydarzyć, nie z nim, nie, po prostu nie... Spojrzał szybko na Trunksa, jakby oczekując, że ten zaprzeczy.
            – To nie... Trunks? – Miał nadzieję, że nie brzmi błagalnie.
            – Eee... Tato, myśleliśmy, że... No, że zwariowałeś. Gadałeś mi coś o kołysankach...
            – Tak? – podchwyciła szybko Bulma. – To byłoby słodkie.
            – Raczej żałosne – skomentował ich syn.
            I nagle Vegeta poczuł dziwną lekkość umysłu, a później czyjaś obecność ogarnęła go w całości. Lepka, ciężka, przygniatająca. Wiedźma.
            ~ Mówiłam, że wszystko dobrze się skończy. Od teraz, gdy będziesz zbyt oschły dla rodziny, przemienisz się w miłego męża i tatusia. Sam możesz zobaczyć, jak świetnie ci to wychodzi.
            Przed oczami Vegety zaczęły przesuwać się obrazy z dzisiejszego dnia. Szykowanie z Brą naleśników, nakładanie ich na talerze dzieci, mówienie Bulmie komplementów, rozsyłanie uśmiechów w restauracji, pójście do lunaparku, zdjęcia z klaunami, opowiadanie bajki, a później ta nieszczęsna rozmowa z Trunksem.
            Miał wrażenie, że minęła wieczność, zanim ponownie otworzył oczy i spojrzał na stojącą nad nim Bulmę. Syn już poszedł, najwyraźniej nie zamierzając czekać, aż przypomni sobie żenujące wspomnienia.
            – Wiesz, nie było wcale tak źle. – Bulma posłała mu uśmiech. – Usłyszałam, że mnie wielbisz jak boginię. A Trunksa i Brę kochasz nad życie. Nawet wzniosłeś za to toast w restauracji, pamiętasz?
            Pamiętał. Pamiętał aż za dobrze. Ale teraz nawet o tym nie myślał, był skupiony tylko na jednym: dorwać wiedźmę jak najszybciej, odwracając całą klątwę. Musiał zrobić wszystko, aby ją pokonać!





1. Całe ostatnie zdanie Vegety to cytat ze słów SuperExtra, tutaj w oryginale: „Czy gdyby Vegeta zabierał go na wycieczki, place zabaw, układał do snu i śpiewał piosenki , młody był by inny? Pewnie!” Musiałam to dodać, no genialne po prostu. :D








 Z dedykacją dla mojego K., który nie mógł się doczekać i przeczytał bonus na świeżo, w nocy, kiedy go napisałam. Proszę bardzo, oto połączenie Twoich ulubionych Gwiezdnych Wojen i - prawie! - ulubionego Dragon Ball'a. :D






Kochani!
Mam nadzieję, że znajdziecie trochę czasu, aby skomentować bonusy (lub rozdziały, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście), bo Wasz szybki odzew na pewno pozwoli mi na świąteczną mobilizację i dodanie odcinka 37 przed rozpoczęciem roku 2019. Ale to już zależy od Was. Także czekam niecierpliwie, jeszcze raz życząc wszystkiego, co sobie wymarzyliście. ;)
Wasz spełniający życzenia
Sylwek

01












Komentarze

  1. Moja droga!
    Dwa dni temu przeczytałam "Demona". Wczoraj internet nie chciał mi współpracować i załadować discusa by się wypowiedzieć. Przedwczoraj było po prostu za pozno. Dziś jestem i wreszcie pisze! Od razu się pochwale, że u mnie wszystko jak najlepiej :D maleństwo zdrowe póki co i nie ma żadnych oznak przypominających poprzedni stan.

    Ale koniec o mnie, teraz o rodzince Brief.
    To się tam faktycznie porobiło w ten Halloween. Złośliwy duch niszczący wszystko akurat musiał zająć ciało Vegecie by niemal zniszczyć wszystko na czym jednak mu zależało. Choć jak widać zrozumiał to dogłębnie gdy widział jak traci rodzinę opowiadając taki słowa na które sam bez problemu się zdobywał wiele lat wcześniej. Wiesz co jest najgorsze? Że okazał uczucia synowi, a potem go tak traktował, że ten go znienawidził w sadze klątwy. Gdzie uszło to całe ojcostwo? Buuu, ale dobrze, że jesteśmy już na tym etapie, gdzie Vegea przyznaje się do kochania swojego syna.
    Bulma, ach Bulma. Papierosy są w jej życiu najwazniejsze , nawet w ciąży nie może ich sobie darować. Ją skutecznie się oduczyłam bedąc z B. Choć nie umialam się z nim rozstać od razu to ograniczyłam i przeszłam na najsłabsze z możliwych (cenowo dużo droższe od zwykłych), aż z sukcesem pożegnałam je na zawsze. To już że 3lata będzie i jestem szczęśliwa, że wyzbylam się tego nałogu ;)
    Tylko bogaczce wszystko jedno no nie? Kasę ma, zdrowie kupi. A kryształowe kule poprawia. XD hahaa

    Pamiętaj, że z niecierpliwością czekam na nowy odcinek 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga.

      Jak już jesteśmy na etapie obrządków religijno nie religijnych o wiedz, że choinka czy malowanie jaj nie są tradycjami kościoła katolickiego. Są one ukradzione z naszych słowiańskich sprzed chrztu Polski. Kościół nie był w stanie walczyć z pogańskim kultem więc ukradł to na potrzeby swoich świat, by durny lud zaczął świrować ich ceregiele. Oczywiście mało kto z katolików o tym wie. Nawet ludzie nie wiedzą ile KK zawłaszczył sobie. Btw, wiesz że ich Jezusek nie urodził się w grudniu, a bodajże w maju? Ale nijak nie szło wyplenić świat przesilenia zimowego i w ten sposób powstało święto bożonarodzeniowe właśnie 24grudnia.

      Mnie osobiście wQrwia widok matki ciągnącej peto prowadzącej wózek, czy nawet siedzącej na placu zabaw z petem. Co jej da, że odejdzie kawałek jak zaraz weźmie na ręce, za ręce, których nie umyła. Albo błędne twierdzenie, że karmi sztucznie bo pali. Tylko nauka sama potwierdza, że jest to bardziej szkodliwe dla malucha niż karmienie i palenie. Poważnie! Antyciała dostaje z mlekiem matki. Wiadomo zachowanie jakieś granicy rozsądku, higiena, kąpiel przebranie się z przesiąkniętych ciuchów. Ale po co? Dam butelkę i będzie cacy i tak baby robią. Cieszę się, że ja postawiłam na zdrowie dziecka, nie na swoich zachciankach. No i wyszło mi to na zdrowie, przy okazji. Gdyby jeszcze mąż odstawił kiedyś, umarłabym ze szczęścia ;) ale czy można mieć wszystko?

      Tak jak pisałam wcześniej już nie wiem co robić z blogiem by miał ręce i nogi. Nawet jak wrzuciłam któryś z szablonów z bloga nie było wszystkiego... Ja mam już dość :(

      Usuń
    2. Odnośnie Rowling i jej świata, postawiła ona na tradycje pomijając aspekt religijny. Jedyne co wiemy, to, to, że wzywali Merlina zamiast bóstw, więc może wiara tam jakaś w wielkiego magina? XD No szkoda, że nie rozwinęła tego tematu bo przecież czarodzieje nie mogą wierzyć w boga katolickiego. No jak? To takie sprzeczne.

      U nas też nie ma niczego związanego ze świętami. Ozdóbek, choinek i czego tam jeszcze. Jest gwiazda betlejemska, a dokładniej poisencja. Lubię kwiaty. To moja druga. Pierwsza miała 5 czy 6 lat i mi padła po przeniesieniu z pokoju do pokoju. Dla kotów jest trująca, a moja mała siersciuszka ubzdurała sobie łażenie przez nią. Dopadło ją swędzenie skóry, gubiła sierść na dupie i dodatkowo pojawiły się u nas na 9 wtedy piętrze pchły, które musieliśmy z windy wnieść na butach... Stara klepka rozeszła i idealna wylęgarnia dziadostwa! W ciąży wtedy byłam i było lato. Jak przyszedł okres swiświątec zakupiłam kolejna roślinkę. Od miesiąca nabiera czerwieni 😍.

      Swoich dzieci nie chrzciny i nie poślemy na religię. Gdyby blob religioznawstwo to co innego. Poszłyby. Ale nie ten kraj, nie gdzie łamią konstytucję. Gdzie ludzie myślą, że kraj jest wyznaniowy czczą zapijaczoną gębę grubego Rydzyka.
      Szczerze, gdybym za dzieciaka wiedziała, że religia kk jest fakultatywna rządalabym od rodziców wypisania. A tak? Nie wierząc uczyć się trzeba, szopki odprawiać, kościółkować się dla widzimisię rodziców, którzy z Tobą nie chodzą na te modły mówiąc, że się już w życiu nachodzili... Eh. Oczywiście mama zrobiła tyradę o brak chrztu, ale mąż twardo walczy! Będzie chciało? Zrobi to świadomie będąc pełnoletnim. My ręki nie przyłożymy to tej bzdury :D Teraz cisza jest, ale w okolicach 3klasy SP pewno ponowi atak i tekst, no bo co ludzie powiedzą? A w nosie mam tych ludzi. Niech się zajmą sobą. Byleby mi dzieci nie straszyły diabłami i piekłem.

      Film muszę w takim razie obejrzeć. Na liście mam książkę "bog urojony" i czeka w biblioteczce domowej, aż przeczytam.

      No... Zauważyłam, że format szablonu "prosty" musi być uszkodzony, bo jak pisałam już wcześniej, nic tam nie jest jak należy. A najwygodniejszy był :( teraz mam to. Jak dosiądę do laptopa wgrane sobie jakiś nagłówek, pokoloruje i będzie. Wątpię bym coś profesjonalnego znalazła na inne układy. Ale może? Będę kopać, aż może dokopie.

      Spokojnej nocy!

      Usuń
  2. Sprawdzanie czy komentarz się wyświetli...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz nowy rozdział? Zmobilizuj Sylwka komentarzem!

Facebook bloga

Zwiastun klątwy

Bez ciebie

Trunks

Poczekasz na mnie?

Inne filmiki

Popularne posty z tego bloga

Trzy miesiące myśli (bonus)