10. W pułapce więzi

Rozdział, w którym Vegeta wspomina ostatnie spotkanie z matką; Trunks z kumplami wypełniają zadania, świetnie się przy tym bawiąc, a Goku wpada w odwiedziny do Vegety, żeby porozmawiać z nim o Trunksie, ma też sekrety z Brą, co irytuje księcia Saiyan.

– Skąd możesz wiedzieć, skoro wcześniej nie miałeś przyjaciela, co? – Bulma spojrzała na niego z przekorą.
– Miałem. – Vegeta wypił trzy kieliszki szampana.
– Tak? – Bulma położyła nogi na stoliku. – Jak się nazywał?
– Tek.


– Vegeta! – Młody chłopiec pomachał ręką i skoczył w przepaść. Miał czarne włosy rosnące w górę niczym rogi, które nigdy nie opadały. Uderzenie stóp w ziemię poniosło echo, potęgując ten huk wielokrotnie. Po chwili obok z gracją wylądował Vegeta.
– No, co chciałeś pokazać?
– Patrz na to. – Tek wskazał na wystającą spod gruzów dłoń. Wykręcona pod nienaturalnym kątem ręka była jakby wysuszona, kredowobiała. – Podnosimy? – Chwycił z jednej strony kamień i odczekał, aż Vegeta podejdzie bliżej, a wtedy wspólnie odkryli wykrzywionego w straszliwym grymasie trupa patrzącego na nich martwymi już, wychodzącymi z orbit oczami.
Smród rozkładającego się ciała dotarł do ich nozdrzy z pełną mocą. Vegeta z całych sił powstrzymał mdłości, zatykając nos palcami. Tek stał nieruchomo, zapatrzony w jeden punkt.
– Spadamy.
Vegeta szarpnął go za ramię, zmuszając do wyjścia na górę.
– Zabiję ich. – W oczach Tekach zabłyszczały łzy.
– Co ty…            
– Zamorduję!
– Nie dasz rady.
– To był mój brat!
– I już nie żyje. – Vegeta zachował spokój. Wciąż czuł obrzydzenie na myśl o zakrzepłej, cuchnącej krwi Neda, starszego brata Teka, ale wiedział, że niczego nie mogli zrobić. Ojciec mówił ostatnio o nowych porządkach Freezera, który zabijał zdrajców. W praktyce chodziło o Saiyan, którzy zrzeszali bojowników mających wszcząć bunt przeciwko nowemu tyranowi. A jednym z nich był właśnie Ned.
– Pomożesz mi?
– Zwariowałeś? Chcesz walczyć z… No właśnie, z kim? – Vegeta splunął. Nie lubił smrodu trupów. Znał go aż za dobrze, a jeszcze nie do końca do tego przywykł.
– To Dodoria. – Tek zmrużył oczy, rysy twarzy mu się wyostrzyły.
– Skąd niby wiesz? – Vegeta wykrzywił wargi. Nie zamierzał nadstawiać karku za obcych. Zresztą, za bliskich także.
– Mówił o tym, jak przylazł do nas ostatnio, podły sukinsyn…
– Ale nie widziałeś czy zabił.
– Jesteś ze mną czy nie?
– Zabiją cię.
Te dwa słowa przypieczętowały koniec ich przyjaźni. Vegeta zawsze działał od razu lub wcale nie podejmował walki, czekając na odpowiedni moment. Tym razem wybrał bierność. Nie chciał umierać. Nawet za kogoś, kogo czasami nazywał przyjacielem.
Tek spojrzał na niego po raz ostatni.
– Tempar miał rację. Jesteś napuszonym dzieciakiem, a nie żołnierzem.
Po tych słowach odleciał. Vegeta stał przez chwilę w tym samym miejscu, kumulując moc w rękach, a następnie wypuścił przed siebie pociski KI, które zniszczyły skały naprzeciwko, zasypując zejście do grobowca Neda.
Dwa dni później Vegeta wrzucił tam ciało Teka ze zmiażdżoną czaszką.
Kiedy Vegeta wrócił do swoich komnat, dłuższy czas nie miał na nic ochoty. Przed oczami wciąż widział Teka żądnego zemsty, a później martwego. Usiadł na skraju balkonowego pałacu.
– W porządku? – zapytała matka, podchodząc bliżej.
– Zostaw mnie.
– Słyszałam o Nedzie i… – matka zawahała się przez chwilę – o Teku. Wiem, jak ci ciężko. – Usiadła obok. – Ale postąpiłeś słusznie. Nie mogłeś ich uratować, Tek nie powinien walczyć za brata, który nie żył. Ojciec jest dumny, że nie reagowałeś.
Vegeta nie odpowiadał. Siedział ze wzrokiem utkwionym w marmurowe ruiny. Te czarne kamienie, rozsypane tak niedbale, dawniej stanowiły całość. To był dom Teka. Teraz, kiedy Ned został zdrajcą, zniszczono wszystko, co dotyczyło tej rodziny.
– Nie myśl już o nim. – Matka pogładziła go delikatnie po ramieniu. Ostatnio rzadko pozwalała sobie na takie gesty. – To przeszłość.
– Nie mam już z kim trenować.
– A Fex albo Gedrot?
– Są zbyt słabi.
– A Raditz?
Vegeta wzruszył ramionami. Wciąż patrzył na pozostałość po willi, w której tak często odwiedzał Teka. Razem wyśmiewali kolegów z klasy i obmyślali plan, jak zrobić najlepszy żart znienawidzonemu nauczycielowi – Temparowi.
To właśnie w domu Teka Vegeta pierwszy raz usłyszał o Freezerze. To tam wypróbował swoją własną technikę pod czujnym okiem Neda. Pamiętał radość, to uczucie prawdziwej ekscytacji, kiedy biegł z Tekiem w umówione miejsce, aby wypróbować Działo Gasha na skałach. Serce Vegety biło jak oszalałe, gdy wypuszczał śmiercionośne pociski z dłoni. Od tamtego dnia nie niszczył już skał. On ścierał je na proch. I było to wydarzenie tak niesamowite, że przez całą noc siedział razem z Tekiem w jego pokoju, mówiąc szeptem o wypróbowaniu tego na Temparze. Dobrze pamiętał jak wspominali też o Freezerze.
            Wtedy, w ciemności, łatwo było snuć wizje pokonania tyrana, który przybył na ich rodzinną planetę. W ciepłym pokoju, z dala od niebezpieczeństwa, Vegeta mówił, w jaki sposób zabiją „wstrętnego jaszczura”.
– Brakuje ci Teka? – zapytała matka, wyrywając go z rozmyślań.
– Nie. – Vegeta patrzył na ruiny domu dawnego przyjaciela. – Po co mnie tak wypytujesz?
– Chcę tylko pomóc.
– To nie musisz.
– Widzę, że czujesz ból. I nie, nie przerywaj mi! Ten ból to część ciebie. Sprawia, że żyjesz. Możesz udawać, że jest dobrze, ale to nie pomoże. Straciłeś kogoś bliskiego, może nawet jedynego przyjaciela… Ja straciłam Verdę... – Głos matki na chwilę się załamał, kiedy wspomniała imię siostry zabitej przez Dodorię. – Musisz być teraz dzielny. Pewnego dnia pokonasz Freezera, wierzę w to bardzo mocno. Pomścisz tych wszystkich, których nam odebrał.            
– Zabiję Freezera, kiedy zostanę Super-Saiyaninem.
– Tak. Tylko ty możesz tego dokonać. Ale nie spiesz się. Odpowiednia chwila nadejdzie sama. I lepiej nie mieć wtedy nikogo bliskiego. Freezer mógłby wykorzystać to przeciwko tobie. Kiedy mamy obok ludzi, których kochamy… Trudno nam wtedy walczyć bez względu na wszystko. Bez względu na koszty, które musimy ponieść. Samotność jest bardziej opłacalna, pamiętaj o tym.
Vegeta odniósł wtedy wrażenie, że matkę w jakiś przewrotny sposób cieszyła śmierć Teka. Niczego więcej nie wywnioskował z jej słów. Miał dopiero osiem lat. Ale jednego się nauczył: nie należy mieć przyjaciół.
– Vegeta…
Spojrzał na matkę.
– Tek był głupcem, bo pozwolił, aby go zabili. Ty jesteś prawdziwym wojownikiem. Tak zapamiętaj to wydarzenie.




 
Minął miesiąc od śmierci Teka. Vegeta wracał statkiem razem z ojcem i matką na swoją planetę. Właśnie podbili kolejną rasę – Viczyków, ustalając, że od teraz będzie to Strefa Xi820. Jedli kolację w ciszy, a matka przeglądała coś na swoim podręcznym istapie – urządzeniu służącemu do bycia na bieżąco z kosmicznymi informacjami.
– Na Slavii wybuchł bunt, stworzono nowe tunele dla niewolników – przeczytała jakby od niechcenia matka.
           
– Powinni porządniej zabrać się za tych parszywych niewoli – odparł chłodno ojciec. Wypił kieliszek kazadu i popatrzył na Vegetę. – Słyszałem, że odwiedziłeś księżniczkę dawnej planety Vi… Czy to prawda?
– Tak. – Vegeta nie zamierzał kłamać. Ręka trzymająca widelec lekko mu zadrżała.  – Chciałem ją zabić.
– Miała tylko osiem…
– Milcz, Salvia. – Ojciec uciszył matkę podniesieniem ręki. – Nasz syn też ma osiem lat. I dobrze wie, że spotkania z tubylcami są zakazane. Zwłaszcza jeśli nie potrafi zabijać.
– Potrafię zabijać! – Vegeta zacisnął pięści. Trzymany w ręku widelec został wygięty w pół. – Nie zdążyłem…
– Myślisz, że można komuś darować życie i udawać później…
– Nie darowałem jej życia!
Ojciec wstał. Matka zakryła usta dłonią.
– Moi żołnierze widzieli, jak z nią rozmawiasz i puszczasz wolno. – Nachylił się nad Vegetą. – Czy wiesz… Nie możesz wiedzieć, głupi smarkaczu, co by było, gdyby to dziecko przeżyło i wezwało duchy przodków. Freezer obwiniłby nas za klęskę… Obwiniłby ciebie! Byłbyś zdrajcą, a chyba wiesz, co on robi ze zdrajcami – dokończył zimno ojciec, prostując się.
– Wiem – mruknął Vegeta, zaciskając rękę na złamanym widelcu. – Ale ja chciałem zniszczyć miasto i potem…
– Zawiodłeś mnie.
– Miałem ją zabić, ale nie zdążyłem!
– Dość! – Ojciec uderzył ręką w stół. –  Masz zakaz brania udziału w misjach – dodał, siadając z powrotem do stołu.
Vegeta poczuł jak ściskany widelec przebija mu skórę. Nie mógł zostać uziemiony na planecie, nie teraz, nie kiedy zabili Teka, nie kiedy Tempar go wciąż poniżał, nie kiedy wszyscy latali w kosmos…  
– Nie, ja…
– Wystarczy. – Król machnął ręką, zwężając oczy. – Wracaj do swojej kabiny. Nie dostaniesz jedzenia do końca podróży. W pałacu będziesz mógł siedzieć jedynie w swoim pokoju. A jeszcze jedno słowo i nie cofnę tego rozkazu przez miesiąc. Pomyśl nad tym.
Vegeta posłał ojcu wściekłe spojrzenie i wyszedł. Ostatecznie spędził we własnej komnacie dwa tygodnie, chodząc jedynie na lekcje do Tempara. W tamtym okresie czuł przytłaczającą samotność, bo po stracie Teka nie miał już nikogo, z kim mógłby porozmawiać, potrenować lub po prostu się pobawić.

***

Cztery lata później Freezer znacznie poszerzył swoje wpływy na planecie Vegeta, a chociaż bunty nie wybuchały, Saiyanie z coraz większą nienawiścią reagowali na każdy kolejny ruch tyrana. Suwerenność ich świata została zachwiana. Król szykował się do walki.
Matka po stracie córki dłuższy czas nie mogła się z tego otrząsnąć i rzadko odwiedzała Vegetę; robiła to jedynie, gdy dostawał misję na innej planecie. Pewnego dnia weszła do jego prywatnej komnaty, z niedbale uczesanymi włosami, z przygaszonymi oczami.
– Jutro odlatujesz na misję razem z Nappą i Raditzem, prawda?
– Lecimy na planetę Fezów. – Vegeta skrzywił się. – Czego chcesz?
– Przeżyj.
I odeszła, a były to ostatnie słowa, które Vegeta usłyszał z ust matki. Podczas zadania na Fez odebrał komunikat oznajmiający, że w jego rodzinną planetę uderzył meteoryt.
 




Komentarze

Facebook bloga

Zwiastun klątwy

Bez ciebie

Trunks

Poczekasz na mnie?

Inne filmiki

Popularne posty z tego bloga

Trzy miesiące myśli (bonus)